Do dziś wierzę w Mikołaja i piszę do niego list. Tyle, że Mikołaj na przestrzeni lat się zmienił. Kiedy byłam mała, Mikołaj był duży, gruby, nosił czerwone portki i miał siwą brodę. Teraz w moim domu rodzinnym jest dwóch Mikołajów i trzy Mikołajki, a jedną z nich jestem ja. Gdyby nie moja mama, pewnie tak by nie było. To ona zaszczepiła w nas radość z celebracji odpakowywania prezentów. Nie mam tu na myśli samej radości z rzeczy, tylko całą tę otoczkę, o której dziś chciałabym Ci opowiedzieć.
Moje początki drogi jako Kaletniczka (2019) - Mikołaj naszukał się po antykwariatach
Mikołaj nie istnieje!
Z czasów, kiedy wierzyłam jeszcze w Mikołaja, który jest duży, gruby, nosi czerwone portki i ma siwą brodę, pamiętam wiele zabaw z szukaniem prezentów. Przykładowo, jednego roku okazało się, że pod choinką zamiast prezentów leżał list. Na końcu listu była zagadka, której klucz doprowadził mnie i moje młodsze kuzynostwo na strych. Tam była kolejna zagadka, która poprowadziła nas do piwnicy, a stamtąd do łazienki… Choć dziadkowie mieli dwa maleńkie pokoiki, strych i piwnicę, to my zanim w końcu znaleźliśmy prezenty, byliśmy prawdziwie zmachani. Dopiero po latach odkryłam, że całą akcję zorganizowała moja mama.
A potem zaczęłam odkrywać kolejne rzeczy, np. pismo na karteczkach przypiętych do prezentów dziwnie przypomina pismo taty lub mamy. Albo rodzice na kilka dni przed świętami zamykali się w pokoju i nie pozwalali mi wejść.
Jak zostałam Mikołajką?
Ten czas odkrywania, że Mikołaj nie jest wcale duży i gruby, nie nosi czerwonych portek i nie ma siwej brody, zbiegł się jakoś z narodzinami mojej siostry. Teraz myślę, że gdyby nie jej pojawienie się na świecie, to cała akcja z prezentami szybko by się rozeszła po kościach. Dawalibyśmy sobie po 3 prezenty i każdy z nas leciałby do swoich spraw. Jednak kiedy pojawiła się Misia, postanowiłam wziąć czynny udział w tworzeniu historii o Mikołaju, który jest duży, gruby, nosi czerwone portki i ma siwą brodę.
Kubek zapakowany przez Mikołaja w kawałki materiałów z etykietą, którą znam od kilku lat.
Przykładowo, pamiętam, jak do prezentu dla mojej siostry dopisałam list – niby napisany przez elfa, który mieszka gdzieś za naszym domem w lesie. Elf miał jakieś imię, przeżywał podobne historie co my i był bardzo sympatyczny. Innym razem Mikołaj wszedł przez okno i podarł mu się worek, przez który wypadły cukierki. Te cukierki, uradowana Misia zbierała po całym domu.
Świeckie święta
Jak widzisz, Mikołaj w naszym domu był prawdziwie „żywy” i choć dziś obie z siostrą wiemy, że to nie ten Pan co jest duży, gruby, nosi czerwone portki i ma siwą brodę, tylko każdy z Nas, to i tak zostawiamy „mu” mleko i ciasteczka.
No cóż, tata jest raz w roku przeszczęśliwy, bo nikt go nie gani za podjadanie w nocy. No właśnie, a po nocy nastaje kolejny dzień, dla wielu jest to Wigilia. U mnie w domu też się ją obchodzi, chociaż ja osobiście już obchodzę ją w sposób bardziej świecki. Jakkolwiek groteskowo to brzmi.
Torebki, wstążki i dodatki powtarzają się od lat. W papier pakujemy bez taśmy, a materiały przytrzymujemy szpilkami.
Założę się, że w Twoim domu i prawdopodobnie u wielu innych osób, odpakowuje się prezenty świąteczne dopiero po kolacji, prawda? Jednak tak jak możesz się domyślić, u mnie jest całkowicie inaczej. To szukanie prezentów, historie i wymyślanie sprawiły, że każdy z naszej małej rodziny uwielbia ten moment. No i kiedyś faktycznie, jak Wigilia była u kogoś innego z rodziny – cioci czy babci, to zabieraliśmy prezenty i dopiero tam je odpakowywaliśmy. Jednak tak od ok. 14 lat robimy to po swojemu.
Co może być w środku?
Czemu? Obecnie, jedynie już z dwóch powodów – każdego roku pod choinką jest ogrom prezentów, a całe rozpakowywanie trwa niekiedy ponad 3h. Teraz możesz sobie pomyśleć – jak mają na to kasę, to mogą robić tyle prezentów. Ale wcale tak nie jest. Dla nas nie jest to tylko rach, ciach i mamy prezenty. To jest prawdziwa celebracja rozpakowywania prezentów. Więc, choć od lat nie mieszkam już z rodzicami, to tego dnia zrywam się z łóżka i w świątecznym swetrze jadę do rodzinnego domu, by spędzić z nimi te chwile. To jest czas tylko dla nas.
Pewnie zastanawiasz się więc, co robimy przez te 3h? Przede wszystkim zanim w ogóle możemy coś rozpakować, to musimy spróbować zgadnąć co w środku jest. Aby tego dokonać można dotykać, szturchać i trząść – tylko ostrożnie, bo niekiedy są tam delikatne rzeczy! - Hmmm… jest to coś miękkiego i małego? W takim razie, czyżby to były skarpetki?
Kto by się cieszył ze skarpet?
No właśnie, kto by się cieszył ze skarpetek? A ten, kto poprosił o nie w sierpniu! Większość rzeczy, o które prosimy mniej więcej od września, idzie pod choinkę. W ten sposób jednego roku trafiły tam dwa opakowania „słodkich” płatków śniadaniowych. Moja młodsza siostra bardzo prosiła swego czasu rodziców o kupienie ich, kiedy byli w sklepie, a moja mama uważała, że "musli są na co dzień zdrowsze". Jednak w święta chodzi przecież o to, by uszczęśliwiać bliskich, prawda? No właśnie, tym sposobem znalazły się tam płatki 😊
Tu kolejny szalony prezent, czyli karta do biblioteki, o której marzyła moja siostra (2019)
Jednak wracając do pakowania, to oprócz dotykania i potrząsania, można sugerować się etykietą. Oprócz standardowego „dla Kali od Mikołaja”, mogę znaleźć „aby każdy Twój dzień był poukładany, tak jak sobie to zaplanujesz”. Jak myślisz co to może być? To był mój wymarzony planer!
Pomocne etykiety
Często etykieta prezentowa jest jedynie początkiem do wieloetapowego prezentu. Przykładowo, na niej byłoby napisane „Kala, mam nadzieję, że zabierzesz ze sobą swoich bliskich – Mikołaj”, a w środku okazuje się, że jest to książka o jakimś artyście. Po otworzeniu książki, znajdujesz natomiast bilety na wystawę tegoż artysty!
Tym sposobem pod choinkę trafiały zaproszenia na wspólne wyjazdy, koncerty czy też wydarzenia z okazji okrągłych urodzin jednego z nas. Oczywiście, mogło być to wręczone bliżej urodzin, jednak tak jak wspominałam - uwielbiamy dużo prezentów właśnie tego dnia!
Każdy prezent opatrzony jest etykietką, to również po niej zgadujemy - co to może być?
Bombki, mandarynki i talon na naleśniki
Będąc nastolatką nie miałam zbytnio pieniędzy na kupowanie prezentów dla Misi i rodziców. Wtedy też postanowiliśmy, że każdy z nas będzie robił ręcznie po jednym prezencie dla każdego. Tradycja ta, choć już nieco zmieniona, trwa do dziś. Tym sposobem przez lata dostałam od mojej siostry voucher np. na wspólne smażenie naleśników czy zrobienie makijażu (przez nią).
Kartonik po jakiś kosmetykach, w który co roku coś jest pakowane. Tym razem były w nim ręcznie wykonywane mydełka.
Za to, moja mama co roku kupuje nam bombki, czasem je dodatkowo ozdabia, ale zawsze pisze na nich rok. Dzięki temu jest już ich pokaźna kolekcja, a każdy z innego roku. Natomiast ja, co roku robię kalendarze ze zdjęciami. Taki właśnie od lat otrzymuje mój tata, a od niedawna również moja mama.
Jako ciekawostkę dodam, że kiedyś nie miałam pomysłu na ręcznie wykonywany prezent dla siostry, więc zgarnęłam z kuchni mandarynki, ładnie je zapakowałam i dodałam karteczkę „Dla Misi, aby Twoje zęby nie psuły się od słodyczy - Mikołaj”.
Bombka w kształcie auta z 2018r.
Czas tylko dla najbliższych
Przez te 10 lat jeden, jedyny raz w rozpakowywaniu prezentów uczestniczyli moi dziadkowie i choć na co dzień mieliśmy z nimi wyjątkowo bliskie relacje, to wtedy czuliśmy się jak byśmy byli obnażeni. Bo widzisz, każda ta karteczka, to nawiązanie do nas, do naszych marzeń, myśli i planów. Przyznam się szczerze, że atmosfera, która wtedy panuje, jest wręcz intymna. Właśnie dlatego chciałabym, żebyś wiedział/a, że w całym tym szaleństwie oczywiście cieszę się z otrzymanych czy dawanych prezentów, jednak to, co kocham najbardziej, to ten czas, który możemy spędzić razem.
W trakcie zgadywania "cóż to może być?"
Zero Waste Mama
Mam wrażenie, że ten wpis nigdy nie powstałby, gdyby nie moja pomysłowa mama, która wpadała na szalone pomysły, organizowała poszukiwania prezentów i jest mistrzynią wieloetapowych prezentów i dzięki niej wymyślanie prezentów jest dla mnie samą przyjemnością. Nauczyła mnie jeszcze jednej rzeczy, a mianowicie pakowania prezentów w idei Zero Waste.
Widzisz, w trakcie rozpakowywania prezentów, moja mama zbierała wszystkie wstążeczki i dodatki na jeden stosik i choć co roku coś tam sobie dokupywała, to niektóre ozdoby już od kilku lat zdobią opakowania prezentów.
Zaraz wstążki pójdą na jeden stosik, papiery na drugi...
Pakowanie prezentów w szmatki
Jednak nieskromnie dodam, że kilka lat temu to ja wprowadziłam kolejny krok w pakowaniu Zero Waste. Początkowo to było pakowanie bez użycia taśmy klejącej. Obecnie, to mój partner jest w tym mistrzem, ponieważ ja poszłam o jeszcze jeden krok dalej.
Odkryłam, że najlepsze do pakowania prezentów są skrawki materiałów! Nie wiem czy wiesz, ale możesz kupić w sklepach z materiałami takie skrawki za grosze. Ja czasem jak mam możliwość, to zaglądam w te kosze ze skrawkami i wybieram te z najbardziej szalonymi wzorami.
Prezent zapakowany w "świąteczne" papużki!
Plusem pakowania w materiał jest to, że zamiast taśmy, można użyć szpilek. Tylko trzeba uważać przy odpakowywaniu! Po drugie, taki materiał starcza na dużo dłużej niż papier pakowy. Wiele osób nie chce rezygnować z papierów do pakowania, bo są kolorowe, ale takie skrawki też mogą!
A tu jakiś Mikołaj zapakował mi prezent w jutowy skrawek materiału.
Prezent, który sprawił, że się popłakałam!
A tak na koniec opowiem Ci jeszcze historię, którą od lat wspominam ze śmiechem, choć wtedy dosłownie płakałam. To był czas, kiedy zbierałam pieniądze na pewien obiektyw do aparatu. Mój tata zauważył moje wzmożone zainteresowanie fotografią i postanowił kupić mi prezent w tej dziedzinie…
Więc wyobraź sobie, że odpakowujemy prezenty. Ja nagle biorę taki, na którym napisane jest coś w stylu „Dla Kali, aby rozwijała swoje fotograficzne pasje – Mikołaj” (napisane pismem taty). W tamtej chwili poczułam taką lekką nadzieję, podszytą podenerwowaniem.
No więc wyobraź sobie, że odpakowuję prezent, a tam… obiektyw! DOKŁADNIE TEN OBIEKTYW! Euforia, radość, łzy wzruszenia! Już chciałam rzucać się tacie na szyję, ale wtem widzę, że on jest TOTALNIE zaskoczony. Właśnie wtedy zaczęło do mnie docierać, że coś jest nie tak. Ten obiektyw jest jakiś za lekki! Tak, dokładnie… to był kubek w kształcie obiektywu.
Co ciekawe, potem okazało się, że mój tata nie wiedział jaki to obiektyw, i że dokładnie na niego zbierałam pieniądze. Właśnie dlatego wtedy był tak zszokowany, bo on zobaczył taki kubek i pomyślał, że się ucieszę. Cóż, takiej reakcji jak tamta, definitywnie się nie spodziewał.
Mam nadzieję, że tym wpisem zachęciłam Cię nie tylko do pakowania prezentów w idei Zero Waste, ale może podsunęłam Ci też kilka pomysłów na prezenty. Czasem voucher na wspólne smażenie naleśników wspomina się z o wiele większą nostalgią, niż najlepsze nawet gry na konsole...
Na tym zdjęciu ukryłam się przed aparatem za kartką z listem od Mikołaja - mamy. To nie był czek na 100 tysięcy, ale kilka wspaniałych słów, które mnie ogromnie wzruszyły.